Podróże

Majówka w Belgii – Brugia i Ostenda

Latanie samolotami nie należy do moich ulubionych sposobów podróżowania. Latam, kiedy muszę lub kiedy inaczej się nie da. Tam gdzie się da, jeździmy samochodem. Trwa to oczywiście trochę dłużej, ale sama podróż staje się jednocześnie przygodą. Nasze największe marzenie to przejazd camperem przez Stany. Mam nadzieję, że niedługo je zrealizujemy i będzie to niezwykłe doświadczenie zarówno dla nas jak i dla naszych dzieci.

W ubiegłym roku samochodem pojechaliśmy do Londynu i na nasze ostatnie wakacje do Toskanii. Dzieci obie podróże zniosły fantastycznie. Są bardzo dzielni, choć nie ukrywam, że pomagają im w tym urządzenia elektroniczne, w tym nasz absolutny hit – przenośne DVD. O tym jednak, jeśli będziecie chcieli, opowiem Wam kiedy indziej.

W tym roku na majówkę wybraliśmy się do przyjaciół, którzy mieszkają w okolicach Brukseli. W Belgii/Brukseli bywałam do tej pory głównie przelotem (oj nie jest to moje ulubione lotnisko transferowe :)) lub służbowo. Niewiele więc widziałam.

Tym razem jechaliśmy bez konkretnego planu, i długiej  listy „miejsc do zwiedzenia”. Wszystko uzależnialiśmy od naszych nastrojów i pogody 🙂 Jedyne co bardzo chciałam zobaczyć to Brugia, o której koleżanka powiedziała mi, że to najbardziej romantyczne miasteczko w Belgii.

Kiedy więc okazało się, że w niedzielę świeci piękne słońce – uznaliśmy, że to doskonała okazja do spełnienia tego marzenia 🙂 Pojechaliśmy razem z moją przyjaciółką i jej dziećmi. Stworzyliśmy wesołą gromadkę 🙂

Brugia położona jest w północno-zachodniej części Belgii. Dojazd z Brukseli zajmuje ok 1,5 godziny. Zdecydowanie najpiękniejsza jest stara, historyczna część miasta, która od 2000roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Niezwykła, średniowieczna architektura, strzeliste budynki wokół rynku (Grote Markt), fantastyczne kolorowe fasady i klimatyczne brukowane uliczki tworzą wrażenie miasteczka z bajki. Do tego liczne kanały. To wszystko sprawia, że Brugia nazywana jest flamandzką Wenecją. I dokładnie dlatego to urocze miasteczko przyciąga co roku morze turystów

W Brugii znajduje się muzeum frytek. Tradycyjne belgijskie frytki z majonezem (żegnaj dieto) były więc obowiązkowym punktem naszego programu 🙂 Wybraliśmy miejsce z tradycją, czyli Friterie 1900. Do wyboru różne wielkości – od 2 do 5,5 euro. Muszę Wam szczerze przyznać, ze jakość była mocno dyskusyjna i jednak lekko rozczarowująca. Dużo smaczniejsze są Frytki z Okienka przy ul. Polnej 22 w Warszawie , grube, złociste i super chrupiące. A do tego świeże, domowe, a nie przemysłowe sosy. No ale co zrobić – tradycja zobowiązuje.

Po totalnym obżarstwie marzyliśmy tylko o dobrej kawie.
Kawiarni na szczęście w Brugii jest sporo, tak samo zresztą jak barów z piwem i magicznych sklepików z czekoladkami. Piwo odpadało: dwoje na troje dorosłych to kierowcy a ten trzeci, czyli ja nie jest fanem napoju chmielowego. O czekoladkach nie byliśmy w stanie myśleć (wszyscy poza moim synem:)). Spacerując uliczkami dotarliśmy do Espresso Baru, gdzie porządne Flat White z mlekiem owsianym postawiło mnie na nogi.

Z kubkiem kawy w ręku i czwórką dzieci biegającą wokół nas 🙂 mogliśmy „spokojnie” spacerować uliczkami, zatrzymując się co chwilę aby z zachwytem podziwiać to co ukazywało się naszym oczom.

Przepiękny Provinciaal Hof to dawna siedziba sądu, w którym obecnie odbywają się głównie wystawy i ważne uroczystości.

Pomnik Jana Breydela i Pietera de Coninca, przywódców powstania przeciwko Francuzom w 1302 r, który stoi na środku placu  Grote Markt


Belfort to uznawana za symbol miasta średniowieczna dzwonnica z XIII wieku. W przeszłości służyła jako skarbiec, archiwum i punkt obserwacyjny. W dzwonnicy tej znajduje się 47 dzwonów. Jest także platforma widokowa na którą wchodzi się po 366 schodach.
My jednak nie skorzystaliśmy z tej możliwości.

De Bottelier – urocza restauracja położona przy jednym z kanałów. Udekorowana kapeluszami i starymi zegarami. Tu widok od strony kanału. Wygląda jak scenografia z filmu.

Gdziekolwiek się nie obejrzysz, jest naprawdę przepięknie. Sami zobaczcie ….

Trochę żałuję, że nie spędziliśmy w Brugii więcej czasu, że nie zobaczyliśmy większej części tego miasta. Podróżowanie z dziećmi jest cudowne, ale niesie za sobą pewne ograniczenia (głównie cierpliwości i wytrwałości :)) Niewątpliwie jest to jednak miejsce do którego chciałabym wrócić i poznać je lepiej.

Z Brugii ruszyliśmy na wschód, do nadmorskiej Ostendy.
Nasz cel: lody na plaży 🙂

Ostenda to typowy kurort, który z pewnością latem tętni życiem.
Jest to podobno jedno z najpopularniejszych wakacyjnych miejsc w Belgii.
Potwierdzają to liczne hotele „z widokiem na morze” oraz ciągnące się wzdłuż imponującej promenady restauracje serwujące lokalne owoce morza, kawiarnie i wypożyczalnie rozmaitych pojazdów, dokładnie takich jakie można spotkać nad Bałtykiem. Hotele to niestety jednak głównie wysokie na 6-8 pięter bloki.

Pomimo wietrznej pogody szeroką piaszczystą plażą spacerowało wielu turystów.

Przy plaży znajduje się dziwna „instalacja” Rock Strangers, autorstwa Arne Quinze. Składają się na nią wielkie, pomarańczowe, pogniecione klocki na które próbują wspinać się dzieci.

Tuż obok stoi wielki monument a nim pomnik ku czci rybaków i marynarzy, którzy zginęli na morzu.
Natknęliśmy się także na niezwykłe graffiti autorstwa znanego belgijskiego artysty ROA  -wielkie, monochromatyczne, mroczne szczury z niesamowitymi detalami. Street Art w najlepszym wydaniu. Sztuka przez duże S…

Ostenda nie jest miejscem, które mnie urzekło. Potrafię sobie jednak wyobrazić, że latem, przy pięknej pogodzie nabiera charakteru.

fot. Monika Jamka / Jamka Photography