Uroda

Pomadki Too Faced

Jak wiecie, w grudniu obchodzę urodziny. Z tej okazji Sephora Polska przygotowała dla mnie prezent: bon do wykorzystania w perfumeriach.

Chciałam kupić sobie coś, czego jeszcze nie znałam, jakiś drobiazg, który będzie mnie cieszył przez dłuższy czas. I tak – spacerując po perfumerii w warszawskiej Arkadii, mój wzrok padł na kosmetyki Too Faced, a dokładniej na ich pomadki. Zdecydowałam się na zestaw z limitowanej edycji, pod uroczą nazwą Under The Kissletoe.

 

To kolekcja betsellerowych szminek Melted, w rozmiarach idealnie pasujących do torebki. Wśród nich cztery typy pomadek: Melted, Melted Matte, Melted Chocolate i Melted Latex. Dzięki temu mamy szansę sprawdzić jak każdy z nich trzyma się na ustach, który jest najbardziej komfortowy i trwały, czy  które wykończenie podoba nam się najbadziej.

Innowacyjna formuła wszystkich pomadek Melted z łatwością pokrywa usta warstwą intensywnego, mocno nasyconego koloru, który utrzymuje się przez wiele godzin. Wygięte końcówki umożliwiają bardzo łatwą i precyzyjną aplikację, dzięki temu nie potrzebujemy już używać konturówki!

W zestawie są cztery szminki, cztery różne odcienie:

  • delikatnie różowy CHIHUAHUA, idealny na codzień
  • CHOCOLATE HONEY z linii Melted Chocolate to doskonały “nudziak”
  • Melted Latex w odcieniu HOPELESS ROMANTIC to kolejny “nude”, ciut jaśniejszy od poprzedniego i bardziej brzoskwiniowy. To produkt innowacyjny. Głęboki i soczysty pigment nadaje efekt lakieru o żywym, intensywnym, szklistym połysku. Błyszczyk idealnie przylega do ust. Może być stosowany z wykończeniem Melted Latex Topper, Peekaboo w celu uzyskania jeszcze większego połysku.
  • linię Melted Matte reprezentuje odcień, który najbardziej odstaje od pozostałych, to bardzo ciemna szminka w odcieniu czerwonego wina o nazwie DROP DEAD RED. Nakłada się ją jak błyszczyk, a wysychając staje się matowa. Kolor cały czas pozostaje intensywny, pełny, nigdy nie wysycha ani nie pęka. W przeciwieństwie do wielu matowych pomadek jest bardzo komfortowa w noszeniu, gdyż zawiera olej z awokado, witaminę E i czysty kwas hialuronowy.

 

Wiecie co lubię w tych pomadkach najbardziej? To, że można je ze sobą mieszać, uzyskując nowe, zaskakujące kolory. Wizażystka sugerowała też żeby DROP DEAD RED zastosować też jako eyeliner 🙂 Jeszcze się nie odważyłam, ale wszystko przede mną. 

Jeszcze nie potrafię określić, który wariant lubię najbardziej, ale coś czuję, że najczęściej będę sięgać po Chihuahuę 🙂 A Wy? Znacie pomadki Too Faced?