U jednych faworki, u innych chrust. Jeszcze w innych regionach – mrowisko, z chrustu, maku i miodu.
U nas od zawsze faworki – tradycyjne, z cukrem pudrem.
Zawsze, gdy trwa karnawał i zbliża się tłusty czwartek zadaję sobie pytanie, co wolę: pączki, czy faworki. I za każdym razem to właśnie faworki wygrywają.
Na pączki własnej roboty już się raz “porwałam” i jest szansa, że w tym roku też będą domowe. Ale faworki to absolutnie domena mojej mamy. Nigdy w życiu żadne faworki z cukierni, nawet tych najlepszych, nie smakowały tak, jak te zrobione przez mamę. Są delikatne, cienkie, mega kruche i obłędnie pyszne.
Mają tylko jedną wadę (i nie chodzi mi tu bynajmniej o ich kaloryczność :)) – są mega pracochłonne, dlatego są smażone tylko raz w roku – buuu :(.
W minioną sobotę był właśnie TEN dzień. Zwarte i gotowe stanęłyśmy we trzy: moja Mama, moja Siostra i ja i zabrałyśmy się do pracy. Skoro faworki są raz w roku, to musi ich być na tyle dużo, aby każdy najadł się do syta 🙂 A dlaczego we trzy? Uwierzcie – tak jest najszybciej i najłatwiej. Jedna wałkuje, dwie przewijają, a potem te same dwie smażą :).
Składniki
- ok. 1 kg mąki
- 16 żółtek
- 2 gęste śmietany 18% (opakownie po 200g)
- 60ml spirytusu (na oko)
- szczypta soli
Do smażenia tej ilości faworków będziemy potrzebować ok 2 kg smalcu, a do posypania cukier puder.
Przygotowanie
W misce umieszczamy 3/4 kg przesianej mąki, wszystkie żółtka, śmietanę, spirytus i sól i zaczynamy zagniatać. Stopniowo dosypujemy mąkę, tak aby powstało miękkie i elastyczne ciasto, które nie będzie kleić się do rąk. Finalna ilość mąki zależy od wielkości jajek.
Gotową kulę ciasta zawijamy w folię spożywczą i ściereczkę, żeby nie wyschło i zostawiamy na ok 30 minut, żeby odpoczęło. Niektórzy jeszcze tłuką ciasto wałkiem, żeby je napowietrzyć. Wymaga to dużo siły, a i bez tego faworki wychodzą rewelacyjne. U nas ten etap pominęłyśmy.
Następnie odrywamy kawałek i wałkujemy na bardzo cienki placek ok 1 mm (można pomóc sobie maszynką do makaronu – u nas był to poziom 6). Rozwałkowane ciasto tniemy w długie paski, a następnie w mniejsze prostokąty. Każdy z nich nacinamy wzdłuż i przewijamy jeden koniec ciasta przez to nacięcie. Surowe faworki układamy na ściereczkach i przykrywamy, żeby nie wyschły.
W dużej patelni rozpuszczamy 4 kostki smalcu i bardzo mocno go podgrzewamy. Temperaturę tłuszczu można sprawdzić wrzucając jeden testowy faworek – musi natychmiast wypłynąć i szybko się zarumienić. Faworki wkładamy pojedynczo i delikatnie na rozgrzany tłuszcz, przekręcamy dwoma widelcami. Kiedy tylko się zazłocą, wyjmujemy je na talerz wyłożony papierem, aby odsączyć tłuszcz. Kiedy tłuszczu na patelni zrobi się mniej trzeba dołożyć kolejną kostkę smalcu i znów porządnie go rozgrzać.
Na koniec układamy faworki na półmiskach i posypujemy obficie cukrem pudrem przesiewając go przez sitko.
Teraz pozostaje już tylko delektowanie się tymi pysznościami.
Smacznego 🙂