Podróże

Majówka w Belgii – Bruksela

Będąc w Belgii nie można nie zobaczyć Brukseli. W naszym planie było stare miasto i siedziba parlamentu europejskiego. Reszta – jak to u nas – pełen spontan:). To czego nie było to muzea i tradycyjne zwiedzanie. 

Pierwsze co zwróciło naszą uwagę to ilość i długość tuneli. Mam wrażenie, pod ziemią znajduje się drugie miasto  z pełną siecią ulic. Niesamowite.

Drugie – problem z parkowaniem podobny do tego w Warszawie 🙂 Znalezienie miejsca graniczyło z cudem, ale cud się wydarzył 🙂 i to nawet cud wyjątkowy, bo okazało się, że zaparkowaliśmy prawie przy samym Manneken Pis.

Fontanna przedstawiająca małego, sikającego chłopca to jeden z symboli miasta. Jest podobno uosobieniem wolności. Malutki i w sumie dość niepozorny nie robi takiego wrażenia jak się spodziewałam. Podobno po drugiej stronie rynku znajduje się jeszcze Jeanneke Pis, czy figurka sikającej dziewczynki (ewidentny przejaw gender :)), ale na nią nie trafiliśmy. 

Uliczka przy której znajduje się ta słynna fontanna to miejsce pokus 🙂 którym i my ulegliśmy (niestety !!!). Zaatakowani przez liczne cukiernie musieliśmy kupić tradycyjne belgijskie gofry. Ich zapach unosił się w całej okolicy i dosłownie nie sposób było przejść obok nich obojętnie.

Ilość cukru w cukrze przekroczyła dopuszczalne normy na tyle, że nawet mój synek – wielki amator wszystkiego co słodkie – nie dał im rady :). Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy jednak patriotami i wolimy nasze lokalne gofry nadmorskie. Są bardziej chrupiące i zdecydowanie mniej słodkie:)

Kilka minut spacerem od Manneken Pis znajduje się Grand Place, czyli Wielki Plac, który został wpisany na światową listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Czytałam, że to jest jednym z najładniejszych rynków w Europie i nie mogę się z tym nie zgodzić. Dość mały, kameralny, z pięknymi budynkami dookoła. Wyobrażam sobie jak pięknie wygląda latem, kiedy złocenia na fasadach budynków skrzą się w pełnym słońcu, oraz wtedy kiedy cały wyłożony jest dywanem kwiatów. Plac ma kształt pięciokąta a odchodzi od niego siedem uliczek.

Najważniejszy budynek na placu to ratusz – niezwykły, imponujący, gotycki budynek z wysoką wieżą.

Wokół placu stoją bogato zdobione kamiennymi figurami i złotymi dodatkami kamienice cechowe oraz Maison du Roi (Dom Królewski), czyli pałac z XVI wieku, w którym obecnie jest Muzeum Miejskie. 

Kolejnym punktem na naszej mapie była Galerie Royales Saint-Hubert, imponujący pasaż handlowy z 1847 roku z przeszklonym dachem, w którym znajdują się kawiarnie, piękne sklepiki z czekoladą, sklepy z galanterią skórzaną i luksusowe butiki. Całość określiłabym jak bardziej eleganckie Sukiennice.

Po wyjściu z pasażu zupełnym przypadkiem trafiliśmy na Rue des Bouchers, kolorową ulicę przy której znajdują się liczne restauracje serwujące typowe dla Belgii mule z frytkami,  inne owoce morza i dania ze świata. Zachęceni przez typowego naganiacza skusiliśmy się. Mule w sosie śmietanowo winnym, z czosnkiem i natką – brzmiało pysznie, niestety smakowało mocno średnio. Mule nie były w tym sosie duszone, a jedynie nim polane. Zatęskniliśmy za pysznymi mulami , które serwowane są w sopockiej restauracji Grono di Rucola (mmmmmm, gorąco je Wam polecam).

Ostatnim punktem na naszej liście miejsc do zobaczenia na brukselskiej Starówce było Muzeum kakao i czekolady znajdujące się tuż obok Wielkiego Placu. To coś w sam raz dla „czekoladoholika” jakim jest mój syn :). W niewielkiej kamiennicy na dwóch piętrach można było zobaczyć owoce kakaowca z różnych regionów oraz poznać historię ich odkrycia przez Azteków, były ciekawostki nt. konsumpcji czekolady na głowę w różnych krajach, przepiękne stare porcelanowe naczynia do przygotowywania i picia czekolady i oczywiście przeróżne figurki z czekolady, w tym Manneken Pis w oryginalnym rozmiarze.

Najciekawszy jednak był pokaz produkcji tradycyjnych pralinek, który prowadził uroczy starszy Maitre Chocolatier. Dzieci były wpatrzone w niego jak w obrazek. Z uwagą obserwowali jak mieszał w naczyniu ponad 5 kg rozpuszczonej czekolady, nalewał ją w odpowiednie foremki, wypełniał je nadzieniem, a na końcu częstował gości. Były pyszne – to fakt 🙂 

A gdyby komuś było za mało słodkości – może poczęstować się kruchym ciasteczkiem, które do woli można zanurzać w pysznej belgijskiej czekoladzie płynącej z kranu. To już jest zupełna rozpusta.

Spacerując uliczkami ogromne wrażenie zrobiły na mnie liczne, maleńkie sklepiki z czekoladą – te najbardziej znane Godiva, czy Leonidas ale też Elisabeth z przepięknie udekorowanymi witrynami. Ceny pralinek przyprawiają niekiedy o zawrót głowy, ale warto zobaczyć z jaką uwagą i precyzją są one układane w specjalnie przygotowanych bombonierkach.

To co również zwraca uwagę to ogromne komiksowe murale na budynkach. Bruksela nazywana jest podobno królestwem komiksów. To stąd właśnie pochodzi Herge, twórca Tin Tina i to jest bohater, którego można spotkać najczęściej. 

Po zwiedzeniu Starego Miasta postanowiliśmy zobaczyć jeszcze siedzibę Parlamentu Europejskiego – miejsce w którym ważą się losy współczesnej Europy.

Wszystkie budynki są przeszklone i bardzo nowoczesne.

Po środku znajduje się plac, a wokół niego zdjęcia istotne dla historii Europy. Na dziedzińcu jest też miejsce poświęcone Solidarności oraz Parlamentarium – interaktywne centrum dla zwiedzających Parlament Europejski. Sam budynek parlamentu również można zwiedzać. Nasze dzieci były już jednak zmęczone więc odpuściliśmy.

Wróciliśmy do domu na zasłużoną lampkę Aperola i pyszną kolację. 🙂

A Was zapraszam na spacer brukselskimi uliczkami …

« 1 z 17 »