Macie takie dania, których smak wyjątkowo długo pamiętacie, takie o których marzycie? Takie które zaskakują i dosłownie wbijają w krzesło?
Na mnie tak działa tarte tatin, którą podają w warszawskiej restauracji Ale Wino.
Do Ale Wino wybraliśmy się ostatnio na kolację korzystając z tego, ze przez tydzień nie mieliśmy w domu dzieci. To jedna z naszych ulubionych restauracji.
Uwielbiam te kameralne sale z kilkoma stolikami, mega profesjonalną obsługę – kelnerzy potrafiący odpowiedzieć na każde pytanie, nie narzucający się, doskonale znający się na winach, a do tego zawsze uśmiechnięci.
Zaczęliśmy od kieliszka prosecco i przepysznych włoskich zielonych oliwek. Są świeże, jędrne, delikatnie zamarynowane w oliwie, czosnku i rozmarynie. Takie oliwki po raz pierwszy jedliśmy kilka lat temu w londyńskiej restauracji Jamiego Olivera i kompletnie oszaleliśmy na ich punkcie. Czasem udaje się je kupić na stoiskach Damas Food w centrach handlowych. Przywozimy je też z Włoch.
W menu znaleźliśmy klasykę Ale Wino – pyszne crostini z rillettes z kaczki, obłędnego buraka z kozim serem i sosesm z piwa Porter (który smakuje nawet tym, którzy koziego sera nie lubią :)), czy ravioli z selera i kalafiora z palonym masłem.
Zawsze staramy się jednak wybierać coś czego jeszcze nie jedliśmy. Nie eksperymentujemy tylko z deserem 🙂 Warto odwiedzić to miejsce kilka razy w roku, żeby spróbować dań sezonowych.
Tym razem nasz wybór padł na ryby i mięso (zgadnijcie kto co wybrał :))
Przystawki stanowiły tatary:
- wołowy, klasycznie siekany, podany ze świeżym chrzanem i płatkami wędzonej słoniny
delikatny, z wyraźną nutą chrzanu, który jednocześnie nie zdominował mięsa - z pstrąga tęczowego, podany z plastrami słodkiego ziemniaka i kompotem z pora
Na danie główne ja wybrałam biodrówkę jagnięcą w sosie z czerwonego wina, z jarmużem i pure z palonego selera z chrzanem.
Biodrówka przygotowywana jest metodą sous-vide przez kilka godzin, następnie obsmażona i na koniec włożona do pieca. Tak miękkiego mięsa nie jadłam chyba nigdy. Dosłownie rozpływało się w ustach. Smaczny jarmuż z gorczyca i absolutnie fenomenalne pure.
Mój mąż postawił na gładzicę serwowaną z krokietem z ziemniaka i fasoli oraz sosem z sałaty masłowej. To bardzo delikatna, biała ryba. Krokiet – fantastycznie przenosił w czasy dzieciństwa, a sos z sałaty zrobił na nas naprawdę wrażenie.
Po tych pysznych daniach przyszedł czas na deser, który (no dobra – nie będę ukrywać :)) był celem tej kolacji. Tu nie mieliśmy wątpliwości. Jeśli w menu jest tarte tatin, to jest to zawsze nasz wybór. Muszę się Wam przyznać, że naprawdę wielkie rozczarowanie przeżywam wtedy, kiedy akurat nie ma sezonu na jabłka i tarty nie ma w ofercie:(
Tarte Tatin to dla mnie deser marzenie.
Pyszna, słodka, lekko chrupiąca.
Podana z płatkami foie gras i lodami z werbeny.
Wyobrażacie sobie te niezwykłe połączenia? Każda łyżeczka to eksplozja smaku i ekstaza doznań.
Jeśli jeszcze jej nie próbowaliście – koniecznie musicie nadrobić. Jestem przekonana, że dołączycie do miłośników tego dania 🙂