Marta Lech-Maciejewska
Autorka fantastycznego bloga – o modzie, urodzie i wychowaniu dzieci. Po prostu o życiu. Tym prawdziwym, a nie pokolorowanym.
Mama Zyzia i Miecia.
Odważna, bezkompromisowa, mega kobieca i kolorowa jak piękny ptak.
Uwielbia bawić się modą i łamać stereotypy – nie tylko te modowe.
Zaraża optymizmem i pozytywnym patrzeniem na świat.
Razem ze swoim mężem Jankiem tworzą niezwykły duet,
zarówno w pracy jak i życiu.
Czym dla Ciebie są proste przyjemności? Co pozwala Ci zachować równowagę i nie zwariować w tym pędzącym świecie?
- Twoje rytuały, które wprawiają Cię w dobry nastrój?
- Ukochane miejsca? Takie, które przywodzą dobre wspomnienia, do których wracasz – fizycznie lub tylko myślami.
Francja. W szczególności Nicea. Marzę, że kiedyś tam zamieszkamy całą rodziną. Podoba mi się tam wszystko, kultura, kuchnia, położenie geograficzne. Ale najbardziej odpowiada mi to, że średnio przez cały rok jest tam tylko 30 pochmurnych dni. Myślę, że żyjąc w takim miejscu na co dzień chce się więcej, mocniej i bardziej. Tak, Nicea to miejsce moich marzeń.
- Muzyka – łagodzi obyczaje czy pobudza?
Od słuchania muzyki bardziej wolę ją śpiewać. To takie moje niespełnione marzenie. Kiedyś bardzo poświęcałam się tej pasji. Dziś zwyczajnie nie mam na to czasu. Ale ciągle obiecuję sobie, że kiedyś zajmę się tym na poważnie. Muzyka ma dla mnie ogromne znaczenie. Często to ona potrafi wyrazić drzemiące we mnie emocje, o których ciężko jest mi mówić. Muzyka nigdy nie stanowiła dla mnie jedynie tła. Mój mąż potrafi pracować przy muzyce. Ja zupełnie tego nie potrafię. Ona pochłania mnie bez reszty. Bez muzyki mój świat byłby bardzo ubogi.
- Film / serial który możesz oglądać bez końca?
Tu będzie pełny miszmasz. Uwielbiam „Love Actually” za wielowątkowość, która sprawia, że ten film nigdy mi się nie nudzi. Uwielbiam „Misia”, którego razem z mężem oglądamy 2-3 razy do roku. Za tą szczerość, za ukazanie absurdów wcale nie tak odległych czasów. Seriale lubię, ale się do niech nie przywiązuję. Męczyłabym się, gdybym musiała któryś z nich obejrzeć jeszcze raz. Jeśli jednak musiałabym wybrać tylko jeden to zdecydowanie byłyby to „Dziewczyny”, bo opowiadają o rzeczywistości współczesnych kobiet żyjących w Nowym Jorku, która nijak ma się do przelukrowanego obrazu z „Seksu w Wielkim Mieście”. Taka rzeczywistość bardziej do mnie przemawia.
- Noodle, Tagliatelle czy Leniwe?
Otwartości na różnorodne smaki uczę się całe życie. W dzieciństwie byłam niejadkiem zblokowanym na wszelkie nowe smaki. Nie próbowałam, a już wiedziałam, że nie lubię. Dzięki podróżom otwieram się na nowe, niejednokrotnie zaskakujące smaki. Baczniej zwracam uwagę na to co jem. Jedzenie nie jest już dla mnie jedynie formą zaspakajania głodu. Jestem wrażliwa na potrawy wysoce przetworzone, uwielbiam to, co naturalne. Zamiast margaryny wybiorę masło. Zamiast Maggi sól i pieprz. Ze wszystkich smaków najlepiej wspominam te z dzieciństwa. Dlatego z trzech wymienionych w pytaniu zdecydowanie wybiorę leniwe, bo za nimi idą wyjątkowe wspomnienia i zapach masła wymieszanego z cukrem i cynamonem. Właśnie teleportowałam się do czasów dzieciństwa. Dziękuję Ci za tę podróż.