Olivier Janiak
Dziennikarz, prezenter, konferansjer.
Od wielu lat związany z telewizją TVN.
Autor cyklicznego programu “Co za tydzień?”
Pomysłodawca cyklu “Projekt Plaża” i autorskiego projektu „Fabuluuz”
w TVN Fabuła.
Producent charytatywnego projektu “Kalendarz Dżentelmeni”,
dzięki któremu przekazano potrzebującym prawie 8 milionów złotych.
Tata trzech fantastycznych chłopaków.
Ze swoją żoną, Karoliną tworzą piękną rodzinę.
Ciepły, życzliwy, dobry człowiek, o dobrym sercu i ogromnym poczuciu humoru.
Esteta, zawsze nienagannie i stylowo ubrany.
- Czym dla Ciebie są proste przyjemności? Co pozwala Ci zachować równowagę i nie zwariować w tym pędzącym świecie?
Z wiekiem zaczynamy zauważać, że ulotne są chwile i warto skupić się na tym co tu i teraz, że śniadanie, które jemy w towarzystwie dzieci czy przyjaciół jest czymś co warto celebrować.
To są takie momenty które dają Ci energię i nadają sens.
Te przyjemności to przebywanie z ludźmi których lubię.
To patrzenie im w oczy i słuchanie co mają do powiedzenia nawet na tematy, które ważne zdawałyby się nie być.
To są każde proste chwile, które poświęcamy sobie.
To jest chwila zadumy.
Ostatnio ktoś namówił mnie do medytacji, sygnalizował, że to jest coś co powinienem zrobić. Usiąść, wyłączyć dźwięki wokół siebie, a każdą myśl która przychodzi puszczać jak balonik. I okazuje się, że nie potrafię tego zrobić. Przez okres miesiąca, czy dwóch udało mi się to raz, mimo tego, że miałem wakacje. I to zdaje się być sygnałem, że nie potrafimy się w tym pędzie o który pytasz tak naprawdę zatrzymać. Nawet jak wyłączymy światło, czy zapalimy świeczki, to to wciąż jest za mało. Trzeba wyłączyć głowę, nie dopuszczać tych wszystkich sygnałów, które Cię bombardują
w ciągu dnia i po prostu skupić się na czymś co jest gdzieś obok, na wyciągnięcie ręki, wzroku, ale tego nie zauważamy, bo natłok myśli powoduje, że ten obraz jest zaciemniony.
I to jest chyba największa sztuka. Żeby w każdej historii, czy to jest śniadanie z przyjaciółmi o którym wspomniałem, czy poranna kawa, czy papieros niestety, złapać ten rodzaj chillu.
Ja go łapię na siłowni albo na “kajcie”. Na siłowni mam taki czas, który jest dedykowany tylko mi, mojemu ciału i niczemu więcej. Słucham muzyki, którą lubię i się pocę. Zasuwam i okazuje się, że jestem w stanie zmobilizować moje ponad czterdziestoletnie ciało do działania.
Najbardziej działa to na mnie jednak na “kajcie”. W zeszłym roku spróbowałam. Ten moment kiedy jesteś sam ze sobą, w wodzie,
z wiatrem który chce targać Twoje ciało nieświadome jeszcze tego jak działa kite, deska i wszystko inne, pomiędzy ludźmi, którzy pływają w prawo i w lewo (wywołując nie tylko poczucie zazdrości, ale też odczucie niebezpieczeństwa :)) to czas, kiedy Twoja głowa nie ma prawa myśleć o niczym innym jak o tym co jest tu i teraz. I dlatego ten sport mnie wciągnął. W tym roku pierwszy raz tak naprawdę popłynąłem: w prawo, w lewo,
w prawo, w lewo – nie jak Kinga Rusin, która pływa znakomicie – ale jak uczący się Janiak 🙂 To są właśnie takie momenty, kiedy naprawdę czujesz, że jesteś tu i teraz, że to jest dla Ciebie, dla Twojego umysłu i dlatego, żeby on odpoczął od tych tysięcy informacji, które dostajemy każdego dnia.
My dziś w ciągu jednego dnia dostajemy taką porcję informacji, jaką chłop pańszczyźniany dostawał przez całe swoje życie.
To pokazuje, że nasz umysł nie może być spokojny.
Zróbmy, żeby było trochę inaczej.
- Twoje rytuały, które wprawiają Cię w dobry nastrój?
Lubię wypić kawę o poranku. Ostatnio dostałem kawę od mojego przyjaciela z dzieciństwa, który był takim moim młodszym bratem. Wychowaliśmy się w Krotoszynie, razem mieszkaliśmy też w czasie studiów we Wrocławiu, a teraz on wyfrunął do Australii gdzie ma swoją kafeterię .:)
Ostatnio więc moim ulubionym rytuałem jest picie rano kawy właśnie od Niego. Kawy którą on palił 40 godzin lotu stąd.
Moim codziennym rytuałem jest moment, kiedy moje dzieci rano przychodzą do łóżka i przytulają się, wtulają niezależnie czy jest to czwarta, czy ósma rano. Uwielbiam te chwile i boję się, że przyjdzie taki czas kiedy już nie będą chcieli tego robić. Uwielbiam ich zaspane oczy, które budzą się aby świadomie chłonąc wszystko to co jest wokół, poznawać świat i uczyć się tego świata właśnie, uczyć się życia. Cieszę się kiedy z tych zaspanych małych oczu robią się oczy szeroko otwarte i chłonące to co nas otacza, chłonące życie. I to są takie momenty które najbardziej lubię.
Wieczorem, zanim się położę, wchodzę do pokoju każdego
z moich śpiących już synów, poprawiam im kołdrę, przewracam na drugą, zimniejszą stronę, żeby nie musieli się przez parę chwil odkopywać, żeby było im dobrze.
Lubię też słuchać w moim samochodzie audiobooków. Siadam, włączam głos aktora którego lubię i powieść którą chcę poznać do końca. To też jest moment który lubię.
To są właśnie moje rytuały.
- Ukochane miejsca? Takie, które przywodzą dobre wspomnienia, do których wracasz – fizycznie lub tylko myślami.
Miejsc, które kocham jest całkiem sporo.
Mam to szczęście w życiu, że podróżuję naprawdę wiele.
Od blisko dwudziestu lat zawodowo ruszam się w różne miejsca
i zawsze mam okazję spotykać ludzi, którzy mają różne pasje, co jest najważniejsze.
Mam kilka takich miejsc, w których czuję się dobrze, bezpiecznie
i cicho.
Pierwszym jest stare mieszkanie na Floriańskiej. Pierwsze, które projektowałem świadomie, a trzecie z kolei. Bo podobno pierwsze mieszkanie robi się dla wroga, drugie dla przyjaciela, a trzecie dla siebie.
(<dźwięk przychodzącej wiadomości> <chwila ciszy, śmiech>
Właśnie napisałaś do mnie wiadomość messengerem.
Odpisuję i wracam do nagrywania 🙂
Zaraz Ci wszystko wyślę na maila. <śmiech> 🙂)
Wracając do miejsc. Mieszkanie na Floriańskiej to pierwsze,
w którym mieszkałem z Karoliną, moją ukochaną żoną. Najpierw mieszaliśmy sami, potem doszedł pies Funny, którego już nie ma z nami niestety. Kilkanaście dni temu musieliśmy ją uśpić, bo rak w Jej ciele zabijał ją. Potem pojawili się chłopcy – Fryderyk, później Christian, Julian wreszcie. I zrobiło się tłoczno…
I w mieszkaniu, które było zaprojektowane komfortowo dla dwójki osób, pojawiło się pięć, plus babcie i opiekunki. Okazało się nagle, że jest to za mała przestrzeń. Szczęśliwie mogliśmy sobie pozwolić na większą. Ale wracając do meritum – jest to miejsce które lubię.
Miejsce tworzą ludzie i emocje, które kumulują i przeżywają.
Moim nowym miejscem jest Rhodos. Od dwóch lat tam jeżdżę
i poznaję fajnych ludzi, którzy niespiesznie prowadzą życie, czy to restauratorów, czy ludzi którzy dbają o samopoczucie innych. Lubię tam przebywać. Czuję się tam jak w domu.
Lubię też hotel Bukovina, w Bukowinie na Podhalu. Tam są ludzie których lubię, znam i którzy dbają o to, żebym się dobrze czuł.
Tu nie chodzi o komfort takiej czy innej pościeli, jacuzzi czy innych rzeczy. Chodzi o to, że przyjeżdżasz do miejsca, gdzie są dobre ludzkie emocje.
Mam takie same w rodzinnym Krotoszynie, ale one są trochę nostalgiczne, bo wiążą się ze wspomnieniami, np. z pierwszą miłością.
Bardzo lubię Wrocław, bo tam spędziłem pięć lat swojego życia.
Lubię Kraków, bo mam tak kilku swoich przyjaciół, Dominika, Paulę, Maćka… i mógłbym tak długo wymieniać.
Ja chyba wszędzie czuję się dobrze, bo otwieram się na ludzi.
I to jest ta cecha, której ostatnio mi u mnie brakuje, bo była
w jakimś uśpieniu. Ale nie pozwolę, żeby spała. Bo fajnie jak ona nie drzemie.
Za parę dni jadę do Francji, do Bordeaux i na to się cieszę jak dziecko. Taki nostalgiczny klimat, który wynika z tradycji
i historii miejsc w których będę miał okazję być jest czymś, co mnie motywuje.
Lubię Tokyo i Nowy Jork.
Ale lubię też miejsca spokojne, takie w których się można zamknąć, w naturze. Do takich należy Zabuże nad Bugiem i cała tamta okolica.
Miejsca to ludzie, to atmosfera którą tworzą przez serdeczność, opiekuńczość, przez wszystko to, co w relacjach międzyludzkich jest ważne.
Możesz spać w lepiance, ale jak obok Ciebie śpią ludzie z którymi czujesz się dobrze i bezpiecznie, macie ochotę się troszczyć
o siebie nawzajem to nic więcej nie potrzeba.
(Matko, miały być 3 minuty a jest 5:27. Sorry Kończę :))
- Muzyka – łagodzi obyczaje czy pobudza? Czego lubisz słuchać. Czy to się różni w zależności od okoliczności?
Oczywiście zabrzmi to banalnie, ale bez muzyki nie wyobrażam sobie życia. Muzyka to jest coś co buduje nastrój i wywołuje emocji.
Moim zdaniem są różne rodzaje słuchania muzyki i ja tak właśnie muzykę klasyfikuję. Ze względu na sytuację w jakiej jej słucham.
Jedną z nich jest tzw. muzyka do sprzątania. Taka która leci nawet jeśli akurat nie biegam z odkurzaczem po mieszkaniu, ale jest
w tle. Nie skupiasz się na niej, ale powoduje, że wibracje wokół Ciebie są dobre. Właśnie słucham takiej muzyki.
Używam Spotify – jestem absolutnym fanem tej aplikacji, bo ona odczytuje przez algorytmy rzeczy które lubię, proponuje mi nowe dźwięki w ramach tych klimatów, które są mi bliskie i w czym się dobrze czuję. Lubię muzykę chillout. Teraz słucham kapeli Haux
i stacji radiowej, która jest miksem rzeczy podobnych do tej muzyki. Rodzaj nostalgii, delikatnego beatu, melodycznych historii i magicznych głosów. Lubię w Spotify to, że możemy się wymieniać listami ze znajomymi. Moim przewodnikiem muzycznym jest mój kolega, redaktor Brzoza, który robi ze mną programy. Jest świetnym reporterem i ma bardzo wprawne ucho.
Jest dużo takich dźwięków, które lubię. Z zespołów Destroyer,
z moją ulubioną płytą Kaputt, kiedyś słuchałem, U2, Lennego Kravitza, Stringa, Red Hot Chili Peppers i muzyki w której dorastałem, dalekiej od popu.
Teraz wolę muzykę z klimatów Chilli Zet, zdecydowanie jest to moja ulubiona stacja radiowa.
Muzyka w pomieszczeniu pełni dla mnie podobną rolę jak światło. To są dwa podstawowe elementy. Nastrój, który wywołuje się dobrym oświetleniem czy świecami można wzbogacić tylko jednym elementem – muzyką.
Bardzo ważny jest też dobry dźwięk – teraz często słucham muzyki z pojedynczego głośnika Sony, który dostałem od przyjaciół.
Ostatnim moim odkryciem jest holenderski artysta Haevn i wiąże się z tym zabawna historia. Usłyszałem tę kapelę w taksówce,
w Chałupach. Zapytałam co to jest, spisaliśmy nazwę, wrzuciliśmy do Spotify i słuchałem tego potem całą drogę powrotną do Warszawy. Na ostatnie wakacje do Grecji pojechałem między innymi z moją siostrzenicą Sarą, która wychowuje się w Holandii.
I okazało się, że ten artysta – Haevn jest kolegą z klasy Sary. Niezły miks – prawda?
- Film / serial który możesz oglądać bez końca?
Podobno w poprzednim wcieleniu żyłem jakieś 200-250 lat temu we Francji. Były to czasy Dumas i Muszkieterów, więc kwestie szpady, kostiumów i tych emocji są dla mnie ważne. Lubię wszelkie seriale historyczne i kostiumowe, tam gdzie ludzie walczą nie na słowa i obelgi jak u nas dziś w parlamencie, ale walczą z honorem fechtując szpadą czy mieczem.
Lubię bardzo Wikingów i Muszkieterów – oba seriale Netfilxa bardzo dobrze zrobione. Oczywiście bardzo lubię Grę o Tron na HBO – do tego stopnia, że jak nie mogłem obejrzeć nowego odcinka to go nagrywałem i pierwszą rzeczą, którą robiłem po powrocie do domu było odpalenie kina domowego.
Lubię też seriale współczesne: kiedyś bardzo Prison Break, pierwsze dwie serie House of Cards. Teraz oglądam Ozark, nowy serial o doradcy finansowym, który prał pieniądze dla mafii
i musiał wraz z rodziną uciekać. Świetny film o relacjach między parą, która jest na wypaleniu emocji, ale z różnych względów nie ma wyjścia i musi próbować także dla dobra dzieci.
W sytuacji w której się znaleźli muszą szukać kompromisów dając szansę aby każde z nich w określonych kwestiach się realizowało
i było spełnione. Taki team z rozsądku, a nie miłości. Cudowna jest też relacja ojca z dwojgiem dorastających dzieci, Bardzo fajna obsada nieoczywistych nazwisk. Polecam gorąco.
I czekam na serial Diagnoza w TVN.
- Jedzenie – Noodle, Tagliatelle czy Leniwe?
Nie wiem jak Wy, ale ja przy tych opowieściach, które trwają już ponad dwadzieścia minut zgłodniałem strasznie i coś bym wrzucił na ząb. 🙂
Jedzenie to jest ta część życia, która jest fantastyczna.
Ja uwielbiam robić śniadania. Uwielbiam jak na stole jest mnóstwo smaków. Oprócz kiełbasek, jajecznicy, są pomidory w dwóch, trzech wersjach – z mozzarellą, z cebulą, z ogórkami, jak kto lubi, mnóstwo różnych dipów, sosów, oczywiście wędlina, ryba wędzona, itd. Im więcej smaków jest na śniadaniu, tym ja bardziej lubię. To jest możliwe jednak głównie w weekendy. Uwielbiam takie spotkania przy stole, kiedy można usiąść, nigdzie się nie spieszyć, pobyć razem, porozmawiać i wspólnie z rodziną
i przyjaciółmi dobrze zacząć dzień. Za rzadko to się jednak dzieje.
Jedzenie – nie tylko ich wspólne spożywanie, ale też wspólne przygotowywanie od czasu do czasu jest kwintesencją ofiarowywania siebie. Samo gotowanie może być troską
i myśleniem o drugim człowieku. Robię to, przygotowuję, żeby z ukochanymi ludźmi móc to celebrować w określony sposób.
Notabene do dziś wspominam obiad, który zrobiłaś u Was i było absolutnie cudnie 🙂
Jestem coraz dojrzalszym człowiekiem i coraz bardziej zwracam uwagę na jedzenie.
Oczywiście jem w różnych knajpach w trakcie moich podróży.
Niedawno odkryłem jednak miejsce, które znajduje się tuż pod moim domem. Nazywa się Vegelabb i serwuje dania kuchni wegańskiej, która absolutnie mnie powala, bo jest kwintesencją kunsztu. Za sprawą wielu warzyw można dać ludziom poczucie, że jedzą mięso, choć nie wiąże się to z ubojem i wszystkim co z tym związane, a do tego świetnie wpływa na przemianę materii. Można zjeść coś co jest smaczne, świetnie przyprawione, pełnowartościowe, a nie powoduje, że jesteśmy jednym, wielkim, nadmuchanym, nabitym w żołądku klocem. Czujemy się lekko, mamy energię i przyjemność z życia.
Polecam Vegelabb na Mińskiej 25, a tam głównie Hanoi Bowl
i pyszne zupy. Mają też świetny majonez wegański z mango, pastę
z nerkowców, tatara z tuńczyka bez tuńczyka i mnóstwo takich wynalazków które są absolutnie cudowne i zdrowe.
W Warszawie bardzo lubię też oczywiście Warszawę Wschodnią. Nazywam ją moją stołówką, bo też jest u mnie pod domem. Lubię to wszystko co tam jest oprócz świetnego jedzenia, czyli serwis, ludzi których znam z imienia. Wizyta tam jest też spotkaniem towarzyskim. Wiem dokładnie, kto ulepił dla mnie pierogi, usmażył kotleta czy upiekła ciasto, To jest mega ważne.
O knajpach w ogóle mógłbym mówić godzinami, ale to już temat na inną rozmowę. 🙂
fot. Piotr Żagiell